niedziela, 10 listopada 2013

Jak żyć w Oxfordzie? (cz. I)

No właśnie. Nauka nauką, ale oxfordzkie biblioteki nie wykarmią ani nie przenocują (a przynajmniej nie na dłuższą metę). Ostatnie dwa tygodnie były dość zabiegane (goście, goście – pierwsza wizyta mojej mamy wygrała z pisaniem bloga), ale w końcu zebrałem się, żeby zrobić parę zdjęć mojej hacjendy. Tak to już z tym jest - samo pisanie nie jest problemem, gorzej z robieniem zdjęć pralni/krowy/talerza ('ludzie patrzo'). Na szczęście dzięki mojemu niesamowitemu poświęceniu i konspiracji (większość zdjęć była robiona w niedzielę rano, gdy studenci spali jeszcze na głębokim kacu) - voila.

Pytanie pierwsze - gdzie się mieszka w Oxfordzie? Zasadniczo studenci graduate mają do wyboru mieszkanie w lokalach oferowanych przez college albo szukanie sobie lokum na własną rękę (jest też 'ogólna' pula mieszkań/pokoi oferowanych bezpośrednio przez uniwersytet). Ja wybrałem tę pierwszą możliwość. Jaka jest różnica?

Po pierwsze - wygoda - administracyjna i 'życiowa' ( o tej drugiej za chwilę).  - Z mieszkaniem w college'owym w pokoju jest bardzo mało użerania się (przynajmniej z mojego doświadczenia). Na początku wystarczy wysłać maila, że jest się zainteresowanym college accommodation, potem za pokój zapłacić... i to w zasadzie tyle formalności. Zero faktur, prąd, woda, ogrzewanie i internet wliczone w cenę czynszu, żyć nie umierać. Całą resztę załatwia college, co - sami przyznacie - zwłaszcza dla nowoprzybyłych obcokrajowców jest bardzo, ale to bardzo wygodne. 

Problemy? Jak można się domyśleć, znaczna część populacji miasta to studenci. W związku z tym popyt na mieszkania jest co najmniej spory - college'owych mieszkań po prostu dla wszystkich nie starcza. Niektóre college są pod tym względem dobrze wyposażone i gwarantują możliwość wynajęcia pokoju wszystkim chętnym studentom (np. mój), w innych już tak dobrze nie ma. Życie. Mieszkanie prywatne to z natury nieco większy 'random' i nieco wyższe ceny. No ale nie każdy musi lubić mieszkanie w studenckim miasteczku - poza tym pokoje są z natury jednoosobowe, parom i rodzinom z  dziećmi (a takich jest wśród graduates sporo) college raczej nie dogodzi.

Oto i ja przed wejściem do mojego mieszkania. 

Tak jak pisałem, mnie udało się załapać na przydział college'owego pokoju. Bear Lane - jeden z mieszkaniowych kompleksów Lincoln College  - położony jest bardzo blisko college'u, w samym centrum miasta, niedaleko głównej ulicy High Street. Wszędzie mam maksymalnie 15 minut piechotą, co jest niesamowicie miłą odmianą w porównaniu z Warszawą. Na pierwszy, drugi i każdy kolejny rzut oka Bear Lane wygląda jak zestaw bardzio wąskich, nienajnowszych angielskich szeregówek. 

(Swoją drogą - rower na zdjęciu powyżej jest oczywiście nie mój. Cycling w Oxfordzie jest bardzo popularny, podobną liczbę rowerów i rowerzystów widziałem do tej pory tylko w Holandii, ale wszystkie bogactwa świata nie przekonają mnie, żeby wsiąść na rower i jeździć nim po lewej stronie drogi.)



Na Bear Lane jest naprawdę ciasno - mam wrażenie, że Anglicy na miejscu jednego domu w Polsce zdołaliby wcisnąć 3 i pub. Na zdjęciach powyżej moja klatka schodowa. 

Bear Lane przypomina mi bardzo wygodny akademik rozstrzelony po kilkunastu (kilkudziesięciu?) budynkach. Ale co ja tam w sumie wiem, nigdy nie mieszkałem w akademiku. Mieszka się w klatkach schodowych - po ok. 6 osób w każdej. Łazienki i kuchnia są wspólne dla mieszkańców każdej z klatek (w mojej na 6 osób przypadają 2 łazienki i jedna kuchnia). Cały kompleks to trochę taka studencka komuna - mamy swoje odgrodzone podwórko i kilka innych niezbędnych do życia urządzeń. 

Wejście do Bear Lane i wszechobecne rowery.

Pozostałości po Halloween. Można tylko się zastanawiać, którzy studenci mieli tak mało do roboty, żeby rzeźbić w dyni w środowy wieczór. 



 I jeszcze dwa zdjęcia z mojego podwórka.

Powinienem chyba dodać, że jak zwykle - opisuję tylko swoje doświadczenia i piszę z perspektywy studenta graduate - sytuacja undergrads wygląda nieco inaczej (mieszkają w samym college'u lub bardzo blisko niego). Bear Lane jest miejscem dla ludzi chcących mieszkać 'po taniości', czyli studenciaków takich jak ja. Większość college'ów - w tym mój  - daje oczywiście wybór zapłacenia za mieszkanie o wyższym standardzie. Same ceny mieszkań w Oxfordzie to temat na inną rozmowę - tak jak pisałem popyt jest olbrzymi, za pokój trzeba zapłacić miesięcznie ok. 3-4 razy więcej niż w Warszawie.

Sam pokój - cóż - 'ciasny, ale własny'. Z racji tego, że dnie spędzam raczej na zajęciach/w bibliotece, a w pokoju tylko śpię, nie mogę narzekać. 

Widok z łożka...

...i na łóżko. Dla tych, którzy mnie znają - tak, pokój został specjalnie posprzątany do zdjęcia. 

Kuchnia...
... i łazienka. 

Kolejny urok mieszkania w college'u - części wspólne - podwórko, łazienki, kuchnia, korytarze są regularnie sprzątane i odkurzane przez college'owych scoutów. Tak - sprzątają po studentach, cytując moją mamę - 'w głowach się przewraca'. 

Computer room. 

Powyżej pokój komputerowy. Jak w każdym pokoju komputerowym świata połowa komputerów nie działa, a druga połowa działa ledwie. Z pokoju korzysta się głównie do drukowania. W związku z tym nigdy nie ma papieru, a jak już jest, to zawsze jakiś student muzyki drukuje 23435 stron nut. Na obu drukarkach.


Ta diabelska maszyna to kontrolka do pralek. 

 A te diabelskie maszyny to pralki i suszarki we własnej osobie. 

I - last but not least - pralnia. Przyjemność uprania kosztuje u mnie funta trzydzieści, drugie tyle za suszenie prania w tumblerze - urządzeniu totalnie obcym człowiekowi wychowanemu w polskiej kulturze suszenia prania na balkonie. Kartę, którą płaci się za pranie można doładować online - na stronie można też sprawdzić stan aktualnie załadowanego prania.

Tak dobrze przeczytaliście - można sprawdzić w internecie, czy już uprały wam się gacie. WOW.

Chyba jestem na to za stary ;)







2 komentarze:

  1. "ale wszystkie bogactwa świata nie przekonają mnie, żeby wsiąść na rower i jeździć nim po lewej stronie drogi"
    -pogadamy za pół roku ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie zastanawia czy żelazko trzeba sobie z domu przywieźć? ;)

    OdpowiedzUsuń